fot. Jacek Poremba

Robert Musiał
I’m a photographer.

podróżnik, triatlonista, tancerz, fotograf

Bawię się aparatem fotograficznym robiąc zdjęcia od ponad 10 lat. O ile na początku nie wiedziałem, dlaczego to czynię, o tyle później zdałem sobie sprawę z faktu, że już od najmłodszych lat chciałem umieć malować. Jakaś część mojego ja chciała się wyrażać poprzez obraz. Fotografowanie jest niczym innym jak malowaniem światłem . W tym malowaniu najważniejsi są ludzie.

traveler, triathlete, dancer, photographer
I play with the camera taking pictures for over 10 years. While at first I didn’t know why I was doing it, I later realized that from an early age I wanted to be able to paint. Some part of my self wanted to express itself through the picture. Photographing is nothing but painting with light. People are the most important thing in this painting..

Kontakt: robert.piotr.musial@gmail.com
Telefon: +48697700601

Wyróżnienia / awards

1. Восток и Запад” – honorable mention by IPA 2013; Category : Editorial-Sports (https://photoawards.com/submit/history.php)
2. ” Confession” – honorable mention by IPA 2015; Category : Event-Traditions and Cultures
3. ” like Father like Son ” – honorable mention by IPA 2015; Category : People-Family and People-Children
4. ” Pebas – Tierra de Amor” – honorable mention by IPA 2017; Category : Moving Images
5. ” Pebas – Tierra de Amor ” – 2nd place Winner of MIFA 2018; Category : Moving Images (https://www.moscowfotoaw

Marcin Kydryński, Kontynenty nr 3 / 2016

Lubię go nie widzieć. Mam wtedy pewność, że następnego dnia, milczący, poda mi pendrive’a z tuzinem znakomitych fotografii. Robert, mniej lub bardziej świadomie, wziął sobie do serca maksymę Horsta Faasa:
„Wielcy fotografowie nie rodzą się wielcy. Oni po prostu wstają rano wcześniej od swoich kolegów”. Robert zatem znika. Ma głowę pełną pomysłów. Czyta. Rozmawia. Zaprzyjaźnia się. Jego twarz rozświetla ten sam uśmiech, który Kapuścińskiemu wielokrotnie uratował życie. Poznaliśmy się na warsztatach w Lizbonie, parę lat temu. Miałem honor współprowadzić je z moim mistrzem, Tomaszem Tomaszewskim. Spotkałem potem Roberta na swoich zajęciach w Marrakeszu i – co zdumiewające, ponownie w Lizbonie, u progu lata tego roku. Z tych dni pochodzą fotografie, które obejrzą Państwo za chwilę.
To był szczęśliwy czas. Słynna lizbońska Festa. Hołd dla nieformalnego patrona miasta, Świętego Antoniego. Szalone noce tańca, pijaństwa, modlitwy i wyjątkowo też: piłki. Zaczynał się turniej Euro, który Portugalia miała wygrać, o czym nikomu, nawet w najciemniejszych zaułkach Alfamy, nie śniło się jeszcze w tamtych długich dniach czerwca. Robert przyjechał do mnie na zajęcia prosto z Ameryki Południowej, gdzie kontynuował projekt zaczęty z Ernesto Bazanem. Na marginesie: zdjęcia fenomenalne. Ale dziś nie o nich.
Nonsensem byłoby nazwanie go moim uczniem, skoro doświadczył mądrości Tomasza i spotkał Ernesto. A jednak, ponieważ pojawił się u mnie już po raz trzeci, spojrzałem na jego pracę z tym większą uwagą i poczułem się szczególnie odpowiedzialny. Zauważyłem, że odrzucił tak bliską mi metodę Cartier-Bressona. Nie interesowała go już czysta geometria. Porządkowanie chaosu rzeczywistości. Zbliżył się do człowieka. Bazan powiedział mu zapewne: traktuj wreszcie człowieka podmiotowo. To nie są figury na szachownicy. Zbliż się do nich, poznaj ich, staraj się zrozumieć. Opowiedz nam o tych ludziach. Robert Capa mawiał: „Prawda jest najlepszą fotografią”. Przypominam sobie te słowa zawsze, kiedy Robert przynosi mi nowe zdjęcia. Czuję się, jakbym był najlepszym kumplem tych postaci, wiedział o nich więcej, niż one same o sobie. Jakbym był blisko, najbliżej. Ale przecież Robert ani na chwilę nie rezygnuje przy tym z finezji kadru, z odważnej kompozycji, z tej znienawidzonej przez siebie, ale jakże niezbędnej, geometrii.
Robert pracuje w branży paliwowej. Mistrzowsko tańczy rytmy latynoskie. Jest partnerem oszałamiająco pięknej Iwony oraz ojcem subtelnej Julki i dziarskiego Aleksa. Nie mam jednak wątpliwości, że przede wszystkim jest fotografem wielkiej próby. To zaszczyt, że mogłem być jednym z etapów w jego twórczej drodze.
Wielu z nas lubi robić zdjęcia. Wydaje się nam, że dobrze wyglądamy z aparatem. Przywozimy z każdych wakacji stosy terabajtów, których nikt, łącznie z nami, nie ma powodu oglądać z uwagą. Wobec demoralizującej łatwości obsługi sprzętu wszyscy MOŻEMY być fotografami. Każdego dnia powstaje dziś więcej obrazów niż przez cały XX wiek, „złoty wiek” fotografii. Z tej możliwości nie robimy jednak mądrego użytku. Robert natomiast (wierzę, że wybaczy mi ten żałosny żarcik, który dręczy go zapewne od podstawówki, ale tym razem wydaje się być na miejscu) – Robert fotografem być musiał.

 

I like not to see him. I am sure then that the next day, silent, he will give me a pendrive with a dozen excellent photos. Robert, more or less consciously, took to heart the maxim of Horst Faas:
„Great photographers are not born great. They just get up in the morning earlier than their colleagues. ” So Robert disappears. He has a head full of ideas. Reads. Talking. He makes friends. His face is illuminated by the same smile that Kapuśński saved his life many times. We met at a workshop in Lisbon a few years ago. I had the honor to co-lead them with my master Tomasz Tomaszewski. Then I met Robert in my class in Marrakech and – amazingly, again in Lisbon, at the beginning of summer this year. From these days come photographs that you will see in a moment.
It was a happy time. The famous Lisbon Festa. Tribute to the informal patron of the city, Saint Anthony. Crazy nights of dance, drunkenness, prayer and, exceptionally, balls. The Euro tournament was starting, which Portugal was to win, of which no one, even in the darkest corners of Alfama, had dreamed of those long days of June. Robert came to me for classes straight from South America, where he continued the project started with Ernesto Bazan. By the way: phenomenal photos. But not today about them.
It would be nonsense to call him my apprentice, since he experienced the wisdom of Thomas and met Ernesto. And yet, since he appeared for me for the third time, I looked at his work with all the more attention and felt particularly responsible. I noticed that he rejected the Cartier-Bresson method that was so close to me. He was no longer interested in pure geometry. Organizing the chaos of reality. He approached the man. Bazan probably told him: finally treat man subjectively. These are not chessboard figures. Get close to them, meet them, try to understand. Tell us about these people. Robert Capa used to say: „Truth is the best photograph.” I always remember these words when Robert brings me new pictures. I feel like I’m the best friend of these characters, I know more about them than they do about myself. As if I was close, closest. But Robert does not give up on the finesse of the frame, the bold composition, the hated and necessary geometry.
Robert works in the fuel industry. He masterfully dances Latin rhythms. He is the partner of the stunningly beautiful Iwona and the father of subtle Julka and perky Aleks. However, I have no doubt that he is above all a great photographer. It is an honor that I could be one of the stages in his creative path.
Many of us like taking pictures. We think we look good with the camera. We bring terabytes piles from every vacation, which no one, including us, has a reason to watch carefully. In view of the demoralizing ease of use of the equipment, we all CAN be photographers. Every day, more images are created today than during the entire 20th century, the „golden age” of photography. We do not make wise use of this possibility. Robert, on the other hand (I believe he will forgive me this pathetic joke, which probably torments him since elementary school, but this time he seems to be in place) – Robert must have been a photographer.